czwartek, 8 listopada 2012

Kościan pełen mocy :-) i bez zmęczenia

W niedzielę 4 listopada razem z Heniem pojechaliśmy do Kościana na kolejny półmaraton. Po drodze zostawiłem Maję u babci, którą oczywiście odebrałem w drodze powrotnej. Kościan bardzo blisko, zatem na miejscu byliśmy z dużym zapasem czasu. Spotkaliśmy Waldka Łakomego z żoną, którą serdecznie pozdrawiam (może czyta nasze wypociny :-)). W biurze zawodów poszło mega szybko, więc mieliśmy czas na porozmawianie sobie z  Andrzejem i Waldkiem S, których spotkaliśmy na miejscu. Miło się rozmawiało, jednak nadszedł czas na przebranie się i przygotowanie do biegu. Po tych czynnościach oczywiście zgubiłem Kolegów i poszedłem na start. Odliczanie i jazda... 

1123 zawodników i zawodniczek ruszyło na trasę. Z początku bardzo ciasno, trzeba było wyprzedzać zarówno tych, którzy ustawili się z przodu, wyłącznie z sobie znanych powodów, oraz wielu z tych, którzy biegli w biegu Coccodrilo na 6,5 km. Wreszcie po ok 2-3 km można było w miarę swobodnie biec swoim rytmem. Jako, że trasa była z wieloma zakrętami i "agrafkowa" to aż 5 razy widziałem Henia, 2 razy Waldka Ł, oraz raz Andrzeja S. O innych, szczerze napiszę ciekawszych widokach nie wspomnę :-). Biegłem z czasem dla mnie standardowym, czyli na ok 1:37 nie odczuwając zmęczenia. Na ok 17 km jak wielu innych zauważyłem dziwną sytuację: biegnie grupa chyba 5 zawodników, za nimi w pewnej odległości pilot prowadzący bieg, a za nimi... 2 faktycznie prowadzących Kenijczyków. Okazało się, że ta pierwsza grupa gdzieś sobie trasę skróciła (świadomie lub nie) i wybiegli przed prowadzących. Ostatecznie wygrali Kenijczycy, mimo, że nie wbiegli pierwsi na metę. Szokuje jednak to, że zawodnicy z tej pierwszej grupy, mimo, że nie przebiegli całego dystansu- zostali sklasyfikowani na kolejnych miejscach od 3- 7. Dla mnie i dla wielu to skandal, powinni zostać zdyskwalifikowani i koniec.

Kilka razy na agrafkach widziałem gościa z Komornik, którego kiedyś spokojnie wyprzedzałem, później on mnie i wreszcie pomiędzy 19 i 20 kilometrem zobaczyłem go. Pomyślałem sobie... mam cię bratku i ruszyłem do przodu. Jeszcze przed 20 kilometrem go wyprzedziłem i w sumie wyprzedziłem o jakieś 200 metrów. Po biegu, chwilę odpocząłem i pobiegłem sobie do Waldka Ł. pociągnąć go do mety.

Reasumując - zawody udane, ukończyłem bez zmęczenia, jednak postawa orgów w przypadku miejsc 3-7 jest wysoce naganna.

Za tydzień do Obornik na 15 km i później raz nad Rusałkę pojadę z Cortesem pobiec. W sylwestrowym nie biegnę, bo chyba 40 PLN kosztuje, a to za dużo na ten bieg.

Zdjęcia własne oraz maratonczycy.com

Nasze wyniki:
Tomasz Giełda - miejsce 292, czas brutto 1:37:22, netto 1:36:52
Waldemar Łakomy - m. 629, cz. b. 1:48:25, n. 1:47:54
Henryk Rogoziński - m. 942, cz. b. 2:03:23, n. 2:02:27
Waldemar Sobisiak - m. 974, cz. b. 2:05:56, n. 2:05:31
Andrzej Smyk - m. 1092, cz. b. 2:32:31, n. 2:31:36.








Pzdr...
Tomasz Giełda

Dostęp do relacji z zawodów jest możliwy również przez zakładkę RELACJE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz