W niedzielę postanowiłem sobie zrobić małą rundkę w spokojnym tempie.
Plany były następujące: 30 minut w stronę na Szewce i powrót. Niestety,
nic z tego nie wyszło. Fajnie się biegło spokojnym tempem, więc w
Szewcach skręciłem sobie na Dakowy Suche (jak mówi Marian - Dakotę
Suchą), później Sznyfin, Dobra, Piekary i wreszcie znalazłem skręt na
Dobieżyn i Buk. Trasa... 20,4 km według google, ale... masakra. Za
Dakotą ponad 3 kilometry w błocie, kałużach po kostki. Jeszcze na złość
jakieś kundelki postanowiły się ze mną "zaprzyjaźnić", więc zaczęły
mnie gonić. Uratowała mnie znaleziona butelka z jakimś starym napojem,
której dźwięk odstraszał je, oraz kamienie rzucane obok nich. Po około
300 metrach z daleka nadeszła kolejna ich ofiara, więc się ode mnie
odkolegowały :-). Pomiędzy Piekarami a Dobieżynem złapał mnie ostry ból z
prawej strony pleców (starość nie radość), musiałem zrobić trochę
gimnastyki i przeszło. Stoper pokazał 1:39:12, więc tempo ok, a zdawało
mi się, że biegnę powolutku. Po powrocie wielkie czyszczenie moich rakiet, czyli NB1080 z błota.
Pzdr...
Dodał: Tomek
No nieźle dałeś czadu ... Ja w niedzielę tradycyjnie obwodnicę 8km - było sucho :)
OdpowiedzUsuń