Z twórczością Murakamiego zetknąłem się po raz pierwszy przy
okazji książki "Po zmierzchu". Dawno to było, nie za bardzo pamiętam
fabułę, więc napiszę tylko, że tłem powieści była duszna, nieco oniryczna atmosfera skąpanych w nocy ulic Tokio, a zakończenie książki nie do końca mnie
usatysfakcjonowało. Po lekturze tejże, miałem na jakiś czas dosyć historii spod pióra tego japońskiego pisarza.
Mądre powiedzenie mówi, że nie wchodzi się dwa
razy do tej samej rzeki. Ja wszedłem, a dokładniej, zdecydowałem się ponownie sięgnąć po książkę Murakamiego - "Norwegian Wood". I tutaj również o fabule nie napiszę zbyt wiele, gdyż lektura tejże to również zamierzchłe czasy, a pamięć już zawodzi. Z tego co zapamiętałem jednak, książka opowiadała historię pewnego studenta, i jego nieszczęśliwej
miłości. Historia okazała się na tyle piękną i wzruszającą, że moje odczucia po jej przeczytaniu, diametralnie różniły się od tych, towarzyszących mi po lekturze "Po Zmierzchu".